Problemy wychowawcze
Wyprawa do przedszkola nie musi być koszmarem
No, może niezupełnie bez pośpiechu. Każdy rodzic kilkulatka wie, że niezależnie od pory własnej pobudki, i od pory ściągnięcia dziecka z łóżka – końcowy etap wyjścia do przedszkola i tak przypomina jakąś wściekle szybką sekwencję filmu rysunkowego. I zawiera tyle samo emocji. Najczęściej – negatywnych.

Są jednak sposoby na złagodzenie atmosfery, spowolnienie tempa (a raczej jego równomierne rozłożenie). Poranki z przedszkolakiem mogą być miłe, jeśli trochę się do tego przyłożymy.

Jako mama jedynaka, w dodatku jeszcze nie chodzącego systematycznie do przedszkola (moje dziecko chodzi trzy razy w tygodniu na 4-godzinne zajęcia przedszkolne) nie mogę podpierać się własnym przykładem. Ale – chcąc wiedzieć, co mnie czeka już za kilka miesięcy – przeprowadziłam poważne badania na temat poranków z przedszkolakiem. I choć większość opinii można streścić jednym słowem („koszmar”) znalazłam co najmniej kilka pozytywnych przykładów. UWAGA, zła wiadomość dla mam jedynaków! Wszystkie pozytywne przykłady dotyczą dwójki dzieci – z całkiem niedużą różnicą wieku.

Moja siostra, do niedawna mama dwójki przedszkolaków (teraz starsze dziecko jest w pierwszej klasie, ale szkoła i przedszkole mieszczą się w tym samym budynku), ani razu nie skarżyła się na poranne wyjścia z dziećmi. Chyba dlatego, że jak większość mam dzieci z różnicą wieku mniejszą niż 2 lata jest herosem organizacji i prawdziwym menedżerem domowym. – Ubrania przygotowane wieczorem. Plecaki spakowane wieczorem. Śniadania do pudełek – przygotowane wieczorem, jak również półprodukty do pierwszego posiłku. I wieczorem ostatnie „przesłuchanie”, czy przypadkiem nie trzeba następnego dnia przynieść na zajęcia czegoś nadprogramowego – wylicza wszystkie przygotowania do operacji „NAZAJUTRZ”. To może wydać się śmieszne, ale w 90 procentach warunkuje sukces. Rano wystarczy dzieci obudzić, dopilnować czynności łazienkowych, zbiec przygotować śniadanie, wbiec – przypilnować procesu ubierania się, zbiec z dziećmi zjeść śniadanie, w międzyczasie ogarniając własną osobę do wyjścia. I już. Siostra przyznaje jednak, że nie tylko ona jest gwarantem sukcesu. – Jedno dziecko musi być bardziej samodzielne niż drugie – mówi. O to nietrudno: dzieci uwielbiają rywalizować i prześmigiwać się w osiągnięciach, więc inteligentna mama może wykorzystać ten instynkt do własnych celów. Przy czym – choć serce matki jest jednakowe dla każdego dziecka – inteligentna mama mądrze obstawia dziecko z natury bardziej samodzielne, i dopinguje – to drugie. W przypadku moich siostrzeńców samodzielna jest młodsza latorośl. Siostra wiele razy udawała, że nie widzi jak sprawnie córka się ubiera, żeby starszy brat nie wypadł na dobre z roli lidera. Rywalizacja nabrała rumieńców, i teraz ścigają się już na równym poziomie.

Wyprawa do przedszkola powinna być obowiązkiem tego rodzica, który lepiej sobie z nią radzi. Zwykle jest tak, że lepiej sobie radzi mama, bo tata w ogóle nie próbuje, albo nie jest dopuszczany do tego zadania. Tymczasem u moich przyjaciół, rodziców 4-letniego Antosia i 8-letniej Agnieszki operacją „Wyjście do przedszkola i szkoły” od A do Z dowodzi właśnie tata. Do tego stopnia, że mama – redaktor jednego z dużych dzienników – często tylko przez sen daje dzieciom całusa na dobry dzień. – Nigdy nie mieliśmy problemu z marudzeniem. Nie ma drylu wojskowego, ale pewne sprawy rzeczywiście załatwiamy z marszu. A że czasami okazuje się, że w plecaku Antosia zabrakło np. dodatkowych skarpet? Wojtek się tym nie stresuje: w przedszkolu mają kosz z ciuchami „na wszelki wypadek” – ale póki co nie było potrzeby korzystać z tego awaryjnego rozwiązania. Wojtek chwali również zaangażowanie siostry, która młodszego brata nie tylko instruuje, ale również pomaga mu zakładać trudniejsze części garderoby.

Mama Olafa i Patryka, 5-letnich bliźniaków, postawiła na ostry trening. Chłopcy poszli do przedszkola gdy mieli 3,5 roku – i praktycznie sami umieli się ubrać od stóp do głów. – Dwa miesiące ćwiczeń. Oczywiście – w formie zabawy, ale jednak była to ciężka praca. Nigdy nie myślałam, że ubieranie spodni jest tak skomplikowane – mówi Matylda.

I to jest chyba najważniejsze: zanim zaczniemy wymagać od dzieci samodzielności (bez niej trudno wyobrazić sobie codzienną wyprawę przedszkolną), trzeba je maksymalnie dużo nauczyć. Ubieranie, jedzenie, mycie rąk – to wszystko są pożeracze porannego czasu. Jeśli dziecko coś umie dobrze, będzie to robić w miarę szybko. A nam uda się przetrwać.


Anna Kozłowska
Kreator stron www - przetestuj!