Problemy wychowawcze
Dziecięcy bunt
Niemowlak, słodki brzdąc, kończy roczek. Dwa, trzy miesiące może się przemienić w małego ryczącego potwora. W drugim roku życia, najczęściej ok. 18. Miesiąca, ale zdarza się i wcześniej, dziecko przechodzi tzw. bunt dwulatka. Dla rodziców to pierwszy poważny egzamin z metod wychowawczych.

Nigdy nie zapomnę okresu buntu u mojego synka. Trwał równo 9 miesięcy – od 15 miesiąca do drugich urodzin. Dwa, trzy razy w tygodniu, a czasem wręcz codziennie synek dostawał prawdziwych ataków szału – rzucał się na podłogę (latem – również na chodnik), ryczał, szlochał, próbował uderzać głową o ścianę lub podłogę. Próbował, bo jako mądre i inteligentne dziecko chyba obawiał się, że mocniejsze uderzenie może się po prostu nie opłacać… A może zadziałała moja metoda radzenia sobie ze zbuntowanym maluchem?
Rodzic, który widzi usmarkane, ryczące dziecko które jeszcze dobrze chodzić nie potrafi, biegnie na ratunek, przytula, pyta – co się stało, uspokaja, głaszcze. Błąd! Najczęściej – nie wydarzyło się nic wielkiego, ataki złości wywołują drobiazgi, często zresztą siedzące tylko w głowie dziecka. Złość potęguje fakt braku możliwości komunikacji, co by maluch chciał, czego nie – ma już wiele do powiedzenia, a często albo dopiero zaczyna mówić, albo – częściej – jeszcze do mówienia mu bardzo daleko. Oczywiście, każda mama rozumie swoje dziecko – ale ta prawda odnosi się w zasadzie tylko do niemowlaka. Wtedy wystarczy rozpoznawać podstawowe potrzeby dziecka – pić, jeść, spać, na ręce, pobawić się, przewinąć. Im bliżej drugich urodzin, tym pragnień, żądań jest więcej. Więcej jest też rzeczy, którym malec się sprzeciwia (w swojej głowie).

Jak postępować ze zbuntowanym dwulatkiem? – Najlepsza jest życzliwa obojętność – poradził mi doświadczony pediatra, ojciec dwóch małych dziewczynek. Również porady wyczytane w mądrych książkach, porady psychologów dziecięcych utwierdziły mnie, że jest tylko jedna właściwa droga postępowania: kiedy synek zaczynał demonstrować bunt (pad na podłogę, ryk, kopanie nogami w podłogę etc.) bardzo spokojnie, ale stanowczo mówiłam, że nie podoba mi się jego zachowanie, nie chcę na nie patrzeć – i wychodziłam z pokoju. Dyskretnie podglądałam i nadsłuchiwałam, w jakim kierunku rozwija się sytuacja. Czasem trwało to dwadzieścia minut, czasem pół godziny. Po tym czasie dziecko – obsmarkane, czerwone od płaczu ale uśmiechnięte przychodziło i przytulało się do mnie. Mocny całus, dużo czułości, mocne uściski, umycie buzi – i można było wrócić do przerwanej atakiem złości zabawy.

Babcie nie akceptowały mojej metody. – Jak możesz dziecko tak traktować! – krzyczała moja mama. Nie ugięłam się. „Coś” w środku mówiło mi, że to dobra droga. Po drugich urodzinach napady buntu w zasadzie się skończyły. To nie znaczy oczywiście, że moje dziecko nigdy nie płacze, gdy czegoś chce, albo zawsze jest grzeczne jak aniołek. Nic z tych rzeczy. Ale nie ma problemu publicznych scen (w sklepie np.), że chce zabawkę, nie ma napadów złości – uzasadnionych i nieuzasadnionych, w domu, u znajomych, w przedszkolu. – Bunt dwulatka to pierwszy test, jaki dziecko urządza rodzicom. Chce wiedzieć, na ile może przesunąć granice ich tolerancji. Na ile może nimi rządzić i co na nich działa – uważają psychologowie dziecięcy. Jeśli rodzice poddadzą się dwulatkowi, w wieku trzech lat bunt powróci – w postaci wymuszania określonych zachowań (dziecko próbuje decydować w co się ubiera, co je, kiedy idzie spać, czy wychodzi na spacer czy zostaje w domu). Arsenał „broni” ma jeszcze potężniejszy – o ile wrzeszczącego i kopiącego półtoraroczniaka da się jeszcze jakoś „ogarnąć”, przytrzymać czy uspokoić, kopiący trzylatek to prawdziwe zagrożenie dla otoczenia.

Tak naprawdę między rodzicami a dzieckiem napięcie nie kończy się. Dzieci, nawet te poskromione w najwcześniejszych latach, będą się buntować – taka jest natura. Ale jeśli rodzicom uda się „złamać” bunt malucha – stanowczością, nie gniewem – zapewnią mu przynajmniej kilka lat bezpiecznego, komfortowego dzieciństwa, w którym dziecko zna granice (bardzo ich potrzebuje), wie, że rodzice są rodzicami, a ono – dzieckiem, ma swoje miejsce w rodzinnej hierarchii i nie czuje się zmuszone eksperymentować z własnymi pomysłami na życie. Na te eksperymenty przyjdzie czas, gdy zacznie się wiek dojrzewania. Ale to zupełnie inna historia.


Anna Kozłowska
Kreator stron www - przetestuj!